8 września 2016

O biofizyce słów kilka



Znacie kogoś kto za nic nie kuma fizyki, a definicje fizyczne są w stu procentach niezrozumiałe? Jeżeli nie to się przedstawiam po raz drugi, Patrycja jestem. Dla mnie fizyka to czysta abstrakcja, której nie potrafię i do tego nie chcę zrozumieć. Podziwiam za to ludzi rozumiejących to w lot i potrafiących skorzystać z praw i wzorów fizycznych. Ja się do tej garstki szczęśliwców nie zaliczam.

Na poprzednim kierunku, z którym się już pożegnałam jakiś czas temu, miałam również przedmiot dumnie brzmiący "biofizyka". Po dziś dzień pamiętam wstęp do każdych ćwiczeń, którego trzeba było się nauczyć i zrozumieć, by zaliczyć wejściówkę. Moje wyniki zawsze oscylowały w granicach 0 pkt, więc musiałam nadrabiać sprawozdaniami. Na egzaminie strzelałam odpowiedzi A, B, C i D, a jedyne co umiałam to prawidłowo zaokrąglić według jakiegoś tam prawa. Niby zabrakło mi kilku punktów do zaliczenia, bo pechowo się nie wstrzeliłam z moją zerową wiedzą, ale w katedrze mieli lepszy dzień i mnie, jedynemu nieszczęśliwcowi, podciągnęli do trójki. Nawet nie wiecie jak to świętowałam!

Kolejne edukacyjne kroki przeniosłam na weterynarię. Gdy zobaczyłam biofizykę w sylabusie najpierw zamarłam, a potem zaśmiałam się szczęśliwa, że przecież już mam jedną za sobą i na pewno mi przepiszą. Niestety ludzie, którzy walczyli z tym przedmiotem na WMW SGGW, szybko sprowadzili mnie do parteru. Możliwość przepisania tego przedmiotu przysługuje jedynie tym osobom, którzy skończyli studia fizyczne. To już wiedziałam, że pozamiatane.

Przeczytałam chyba wszystko w internecie odnośnie biofizyki na wyżej wymienionym kierunku. Cieszyłam się jedynie, że nie ma tu ćwiczeń, a jedynie wykłady, dzięki czemu nie musiałabym znowu siedzieć kilka godzin tygodniowo i patrzeć się przerażona przed siebie, nie wiedząc do czego służy dany przyrząd. Do było dla mnie jeszcze większe piekło niż te wejściówki.

Wraz z początkiem października, uzbrojona w długopis i hiper gruby zeszyt, udałam się na pierwszy wykład z biofizyki. Postanowiłam wynieść z tego jak najwięcej, by może w końcu to zrozumieć. Gdy wykład się zaczął i szanowna pani profesor zaczęła tłumaczyć czym jest biofizyka oraz jakie prawa fizyczne powinniśmy znać, poczułam znowu wszechogarniającą pustkę. Próbowałam się skupić i wyciągnąć jak najwięcej, ale wzory na slajdach mi się rozmywały i w trakcie przerwy miałam dość. Wytrwale jednak przeczekałam do końca wykładu i postanowiłam, że za tydzień też spróbuję. Może w końcu się uda.

Spróbowałam jeszcze tak dwa razy aż w końcu się poddałam. Nie dość, że byłam mocno śpiąca poranną pobudką, to do tego nie przyswajałam dosłownie nic z tego wykładu. Dla mnie to była, jest i pozostanie czarna magia to co się tam odbywało przez te trzy wykłady. Od innych osób, które uczęszczały na wykłady wiem, że prowadzono je zrozumiale i dzięki temu nie mieli potem problemu ze zrozumieniem działania urządzeń medycznych.

Na resztę semestru zapomniałam o tym przedmiocie i oddałam się walce z ważniejszymi. Na szczęście nie ma ćwiczeń oraz kolokwiów w ciągu półrocza, więc biofizyka jakoś uleciała z mojej pamięci. Jest to przedmiot typowo wykładowy (raz w tygodniu trzeba przyjść jedynie na wykład jeżeli się chce). Jednak semestr zaczął zbliżać się ku końcowi, a ja nagle w przerażeniu odkryłam, że za niecałe dwa tygodnie egzamin.

Zabrałam się za wkuwanie wykładów. Odkryłam, że około piątego pojawiły się w sumie całkiem ciekawe tematy odnośnie działania USG, RTG czy tomografii komputerowej. Oczywiście nie omawiały jak odczytywać obraz, ale tłumaczyły sposób fizyczny danego badania. Przede wszystkim wszystko odbywa się na zasadzie fal elektronów, które z różną siłą przechodzą przez nasze ciało. Nie miałam jednak czasu dłużej nad tym posiedzieć, a jedynie skupiłam się na wyuczeniu wymyślonych pytań od starszych roczników i tych, które osobiście pani profesor podyktowała rocznikowi. Gdy poczułam, że osiągnęłam już poziom perfekcyjny w ich zapamiętywaniu, nadszedł dzień egzaminu.

Pytania na egzaminie w połowie mnie zaskoczyły (tj. nie wiedziałam w ogóle o co chodzi), na jedno umiałam odpowiedzieć, a reszta coś mi świtała w głowie. Odnosiły się do sposobu odbijania fal, działania urządzeń, plusów i minusów na przykład RTG. Wyszłam z sali i wiedziałam, że nie ma szans bym zdała. Oczywiście się nie pomyliłam ;) Jednak ku naszemu zaskoczeniu prawie cały rocznik nie zdał. Ludzie zachodzili w głowę jak mogło do tego dojść. Ja wiedziałam, że u mnie sytuacja była klarowna, ale zdawałam sobie sprawę, iż jednak większość ogarniała tematy. I wtedy zrozumieliśmy pogłoski i plotki odnośnie zdawalności. Każdy już obawiał się chemii, która miała być niedługo pisana, a na której w końcu ilość dwój była porównywalna (pisałam o tym tutaj "Chemia, czyli spotkanie z Mistrzem Eliksirów").

Przysiadłam więc i postanowiłam tym razem przez tydzień zrozumieć wykłady i darować sobie naukę pytań. Jak głupi głupiemu opowiadałam samej sobie na głos w pokoju sposób działania poszczególnych urządzeń, zachowaniu się fal i tym podobnym zagadnieniom. Rysowałam to sobie i starałam się zrozumieć. Nawet mi wyszło! Do dzisiaj umiem opowiedzieć jak większość z nich działa swoimi, dalekimi od fizycznych, słowami.

Tym razem umiałam na poprawie egzaminu odpowiedzieć na wszystko i niczym przedszkolach (tak, nie potrafiłam ładniej tego opisać) odpowiadałam na każde z nich. Sala wykładowa, na której pisaliśmy, była oczywiście prawie całkowicie wypełniona. Po kilku dniach wywiesili wyniki i nie potrafiłam ukryć radości. Zdałam! Moja mocna trójka, którą wywalczyłam, widniała na kartce. Ale gdy przejrzałam wyniki znowu zrzedła mi mina. Po raz kolejny niewiele osób zdało. Wszyscy zadawali sobie to samo pytanie "jak?!". Oni naprawdę rozumieli to wszystko i byli super przygotowani. Omawialiśmy zagadnienia przed drugim terminem i wiedzieli na pewno więcej niż ja.

Do dziś nie mam pojęcia w takim razie jak ja zdałam drugi termin, a oni nie. Jestem totalnym laikiem z tego przedmiotu, a jakoś się prześlizgnęłam. Zrozumiałam te procesy, ale sposób ich opisu dawał wiele do życzenia. Reszta roku dostała trójki dopiero na egzaminie komisyjnym, ale strach, jaki napędził tak wielu ludziom, był nie do opisania. System oceniania jest zagadką jaką próbowały rozwikłać wyższe roczniki i my i nadal nią pozostanie. Niestety nawet od nas nie dowiecie się jak pisać, by zdać. Może to wy zdobędziecie klucz do odpowiedzi! :) Mi się wydaje, że chodzi o przedstawienie wszystkiego swoimi słowami, by pokazać, że się rozumie, ale mogę się mylić.


UWAGI PRAKTYCZNE

Z czego się uczyć?
Zapewne z wykładów, bo to do nich odnoszą się pytania na egzaminie. Żadne książki i typ podobne raczej wam nie pomogą przetrwać. Nikt, z tych osób co znam i zdali za pierwszym bądź drugim razem, ich nie przeglądał. Wszyscy bazowali na wykładach i pytaniach.

Czy warto chodzić na wykłady?
Wydaje mi się, że jak ktoś ma podstawy fizyki opanowane to tak. Bądź na tyle chłonny umysł aby rozumieć i wynosić z nich jak najwięcej. Wykłady prowadzone są w sposób przystępny, zmuszające do myślenia. Prowadzący próbuje nawiązywać współpracę ze studentami zadając pytania.


Jak macie jakieś pytania to oczywiście zapraszam do zadawania ich w komentarzach :)

3 komentarze:

  1. Świetne wpisy, pożyteczne rady, a przy tym, przyjemnie się czyta. :) Mogłabyś mi doradzić czy warto kupować wszystkie książki, czy część można wypożyczyć z biblioteki? A jeśli kupować to jakie konkretnie? I czy korzystałaś z kości, warto je kupić? Z góry dziękuję za odpowiedź :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu odpiszę :) Ja kupiłam Sawickiego i Krysiaka dwa tomy oraz atlas. Atlas mi się nie przydał, Sawicki tak, pierwszy tom Krysiaka przydatny, drugiego nigdy nie otworzyłam. Niepotrzebnie więc wydałam na te dwie niepotrzebne rzeczy ponad 200 zł. Wszystkie książki można wypożyczyć w bibliotece, więc jak tylko masz taką możliwość to tak zrób. Nie ma sensu kupować :) Poza Krysiakiem i Sawickim to jeszcze repetytorium dr Przespolewskiej z anatomii jest mega przydatne. Ja kupiłam tylko czaszkę świni i mi się przydała. Ćwiczeń jest na tyle dużo, że jak masz nauczoną teorię to one wystarczą. Dobrze jednak mieć jakąś kość udową i ramienną oraz kręgi, by potem sobie powtórzyć do egzaminu :) Bo niestety ulatuje z pamięci.

      Usuń
  2. 59 year-old Business Systems Development Analyst Alia Shimwell, hailing from Cottam enjoys watching movies like "World of Apu, The (Apur Sansar)" and Orienteering. Took a trip to Old Towns of Djenné and drives a Mercedes-Benz 500K Roadster. dlaczego tego nie sprobowac

    OdpowiedzUsuń