17 kwietnia 2017

Krąg Życia, czyli wszyscy jesteśmy Jednością



Witam wszystkich!
Do napisania tej notki zainspirowała mnie piosenka z "Króla Lwa", bajki mojego dzieciństwa i jednej z ulubionych Disney'a. Jestem osobą, której natura jest bliska. Moim marzeniem jest ochrona dzikich zwierząt poprzez leczenie ich i działanie wraz z takimi organizacjami jak WWF czy Peta. Nie mam pojęcia czy te pragnienie się spełni, ale głęboko wierzę w to, że ciężką pracą i determinacją do tego dojdę. W razie co mam dwa plany awaryjne w głowie, ale to jedno jest tym upragnionym, wyśnionym. Może się uda i będę robić w życiu to co kocham i przeżyję je w sposób dla mnie najbardziej produktywny i pasjonujący?

Od dziecka interesowałam się zwierzętami afrykańskimi, zagrożonymi gatunkami z odległych krajów takich jak Kanada, Chiny czy Brazylia. Oglądałam i oglądam do teraz wszelkie dokumenty przyrodnicze o dziko żyjących ssakach. Staram się dowiedzieć jak najwięcej o ich życiu oraz wpływie człowieka na ich liczebność. Moją miłością są walenie, kotowate, psowate oraz wielkie ssaki lądowe. Jednak kocham tak naprawdę wszystko co się rusza i nie jest owadem czy pajęczakiem. Pod koniec wakacji mam zamiar zrobić swój pierwszy tatuaż - finwala na żebrach. Obym się nie rozmyśliła! Jednak nie to jest tematem moich przemyśleń przy wielkanocnym stole.


Czym dla mnie jest Krąg Życia?


Każdy żywy organizm, czy to zwierzę, człowiek czy roślina, rodzi się i umiera. Jego istnienie w tym ułamku sekundy dla Ziemi ma wpływ na resztę. Mogą być to pozytywne relacje jak przy istnieniu bąkojadów i nosorożców. Nawzajem pomagają sobie, chociaż są odrębnymi gatunkami, a nawet gromadami. Jeden jest najedzony, a drugi oczyszczony i zdrowy. Wpływ organizmów na siebie samych może być również negatywny. Przykładem jest wilk i ryś. Konkurują o pokarm, miejsce bytu czy rozwój. Wiedzą, że jedzenia jest zbyt mało, by mogli w wielu jednostkach żyć razem na jednym terenie.

Współistnienie, konkurencja, wspieranie czy współdziałanie istniało na świecie od zawsze i wprowadzało harmonię na świecie. Pozwalało zachować umiar w przyrodzie, balans we wszechświecie. Śmierć jednostki pozwalała wyżywić się mięsożercom, dżdżownicom bądź innym organizmom. Narodziny natomiast umożliwiały przetrwanie gatunków. Istnienie, w tym nasze ludzi, było czymś potrzebnym. Każdy miał własne zadanie, które wypełniał podczas życia oraz po śmierci.

Niestety rozwój cywilizacji zachwiał tę równowagę. Masowe zabijanie w ubojniach, wycinanie i palenie terenów milionów istnień, ludobójstwa bądź handel surowcami takimi jak kły czy rogi doprowadziło do niepewności istnienia. Człowiek rozpoczął proces prowadzący do zagłady gatunków i Ziemi. Często zadaję sobie pytanie czy nie jest już za późno? Czy jesteśmy w stanie powrócić równowagę na Ziemi, czy ludzka żądza posiadania wszystkiego sprowadzi klęskę?



Serce mi się łamie gdy słyszę o kolejnych bezsensownych śmierciach zwierząt. Gdy słyszę o ubojniach gdzie zwierzęta są traktowane gorzej niż śmieci. Gdy kolejny raz widzę filmik o psie doprowadzonym do takiego stanu, że sama już nie wierzę w jego uratowanie. Mam łzy w oczach gdy widzę zdjęcia palonych lasów, przerażonych zwierząt, bólu i cierpienia. Czuję również złość i bezsilność, widząc toczące się na świecie wojny, głód i skrajne ubóstwo. Dzieci z pękatymi brzuszkami od głodu. Schorowanych starych ludzi, umierających w samotności i zapomnieniu. Matki bite i katowane na oczach dzieci, ale mieszkające w takich krajach, że ucieczka jest praktycznie niemożliwa. To wszystko dzieje się teraz, w tej chwili i wiem, iż nie mam na to wpływu. Bezsilność staje się wtedy jeszcze gorsza.

Wiele osób w tej chwili zasugeruje mi po prostu ukrycie takich filmików na Facebooku, odwrócenie wzroku. Jednak ja usilnie będę patrzeć dalej. Chcę wiedzieć. Chcę być świadoma tego wszystkiego. Dzięki temu mam siłę, by walczyć i być może oddać cząstkę siebie, by uratować jedno życie, poprawić byt jednej rodzinie, wspomóc jeden cel.

Kiedyś byłam rozdarta pomiędzy lekarskim a weterynarią. Czułam, że pomagając, spełnię się w obu zawodach. Kręciła mnie kardiochirurgia jednak wiedziałam, iż taka misja jak wyjazd do Afryki bądź Azji to byłoby to, po którym powiedziałabym "Tak, jestem z siebie dumna. Zrobiłam wszystko co w mojej mocy i pomogłam. Te osoby mogą żyć i funkcjonować dalej. Udało mi się zachować swoją rolę w Kręgu Życia i być Jednością ze światem".

Jednym z takich fundamentalnych teledysków, które w sumie niczego nie wnoszą, ale mnie osobiście ruszają, jest ten cover:


Taka harmonia, bez względu na kolor skóry czy obyczaje, jest równowagą, którą pragnęłabym na świecie. Wiem jednak, że to nigdy nie nastąpi przez konfliktowość naszego gatunku, niemożliwość pogodzenia interesów czy skrajność poglądów. Jednak ja jestem osobą bardzo otwartą na innych, wyrozumiałą i nieoceniającą. Jest to zarówno moja zaleta jak i wada.

Jednak koniec końców wybrałam weterynarię. Postanowiłam być
Głosem tych, którzy nie mogą mówić.
Głosem tych, którzy cierpią i nie potrafią tego przekazać.
Głosem tych, którzy w sposób barbarzyński są zabijani przez kłusowników.
Głosem tych, którzy tracą swoje domy czy matki w bezsensownej pogoni za jeszcze większym bogactwem.
Głosem tych, którzy wymierają.

Postanowiłam pomóc zwierzętom,których życie w wielu przypadkach zależy od nas, ludzi. Nie wiem czy według innych jestem odpowiednim do tego człowiekiem, ale w głębi serca czuję, że tak. Pragnę uświadamiać, edukować, leczyć i walczyć o każde istnienie, które cierpi. Wiem, że psio-kocich weterynarzy jest bardzo duży. Moje oczy spoglądają w dal, na zwierzęta dzikie, wolno żyjące, ale również potrzebujące pomocy. Zagrożone pożarami, kłusownikami i atakami nieświadomych ludzi. Podziwiam VetAway za jej odwagę oraz upór w dążeniu do celu. Kibicuję z całego serca, bo wiem, że w wielu kwestiach się zgadzamy i zmierzamy ku temu samemu. A przynajmniej nasze drogi podążają w podobnym kierunku.

W jaki sposób przywrócić równowagę w swoim otoczeniu?



Zastanawiałam się od dłuższego czasu w jaki sposób człowiek może przywrócić równowagę w swoim otoczeniu. Tak, by wrócić do swojego naturalnego rytmu bez powrotu na łono natury. Nie chodzi przecież o to, by się cofnąć w rozwoju, lecz zacząć żyć w zgodzie z otaczającym nas światem. Doszłam do wielu wniosków i przytoczę kilka. Jeżeli masz więcej pomysłów zapraszam do komentowania. Może ten post pomoże chociaż jednej osobie, dzięki której świat o te jedno istnienie stanie się piękniejszy.

MEDYTACJA I JOGA


Poprzez medytację oraz jogę jesteśmy w stanie przywrócić spokój naszemu duchowi. Podczas ćwiczeń nasze myśli mogą skupiać się na wyciszaniu i odnajdywaniu prostych rozwiązań naszych problemów. Nasze ciało w tym czasie odnajduje stabilizację oraz swoje centrum. Ćwiczy prawidłowy oddech i postawę. Podczas całkowitego wyciszenia organizmu skupiamy się na sobie. Bardzo często jogini są osobami starającymi się żyć w zgodzie z naturą. Ścieżka odnajdywania równowagi w sobie pomaga w przywróceniu stabilizacji ze środowiskiem. Nawet krótka chwila w tygodniu na medytację bądź jogę pomoże zbliżyć się do naszego naturalnego nurtu życia.


NIESIENIE POMOCY


Pomoc drugiej istocie również jest jedną z fundamentalnych podstaw przywrócenia równowagi w naszym otoczeniu. Myślałeś kiedyś nad wolontariatem, ale nie byłeś pewien? Śmiało! Zawsze przyda się dodatkowa para rąk, która pomoże, ukoi, przyniesie spokój. Może poczujesz się lepiej pomagając staruszce wnieść zakupy po schodach, ustępując miejsca kobiecie z małym dzieckiem czy zabierając ranne zwierzę do azylu? Pomoc, nawet najdrobniejsza, powoduje rozszerzenie naszego istnienia. Jeden gest zmienia coś w życiu kogoś innego. Bez względu czy to człowiek czy zwierzę. Naszym jednym ruchem możemy pomóc, odciążyć, przywołać uśmiech na twarzy. Drobne uczynki przywracają naszą potrzebę bycia Jednością z otaczającym światem. Pomaga to przywrócić harmonię w nas samych i naszym otoczeniu.


OCHRONA PRZYRODY


Segregowanie śmieci, brak zanieczyszczania lasów czy wybieranie komunikacji miejskiej zamiast samochodu pomaga chronić naszą przyrodę. Człowiek musi pamiętać, że nie jest jedynym gatunkiem zamieszkującym planetę. Starajmy się dbać o to co nas otacza. Nie pozwólmy walać się śmieciom tam gdzie nie powinny. Nie wyrzucajmy zanieczyszczeń do wód czy lasów, które zamieszkują dziko żyjące zwierzęta. Nie niszczmy drzew. Nie wyrywajmy bezsensownie roślin. Nie depczmy trawników skoro obok jest chodnik. Tak niewiele trzeba, by przyczynić się do ochrony tego co nas otacza. Bo to co znajduje się wokół nas to nasz świat. Jesteśmy z nim połączeni, chociaż przez rozwój cywilizacji wypieramy to z siebie. Zatrzymajmy się, rozejrzymy wokół siebie i pomyślmy. Czy za ileś lat chcemy zapomnieć powoli widok dzikiej natury? Czy walające się śmieci mają być codziennością? Czy dewastowanie natury jest tym co słuszne?


ŚWIADOMY HANDEL I KONSUMPCJONIZM


Gdy kupujemy jedzenie, zastanówmy się nad tym skąd ono pochodzi i jak zostało stworzone. Nie będę tutaj namawiać do wegetarianizmu, lecz rozsądnych zakupów. Czasem może lepiej kupić mięso z ekologicznych ferm, gdzie zwierzęta żyją w miarę humanitarnych warunkach, a przez resztę dni jeść warzywa i owoce? Lepiej kupić coś droższego, ale rzadziej, niż przyczyniać się do masowego uboju. Zamiast codziennie posilać się mięsem, można to robić sporadycznie. Jest to zarówno zdrowsze dla organizmu jak i dla samego środowiska.
Nie należy również wspierać bezsensownej turystyki (m.in. jeżdżenie na słoniach czy fotografowanie się z młodymi tygrysami), kłusownictwa czy handlu futrem. Nie żyjemy już w czasach gdy bez tego zamarzamy. Takie rzeczy są dla mnie osobiście obrzydliwe. Noszenie na sobie zwłok, niczym trofeów, świadczy sama już nie wiem o czym. Jest to upadlanie się. Jestem stanowczo przeciwna!


To są moim zdaniem jedne z podstawowych norm do przywrócenia równowagi. Od tego należałoby zacząć zmianę, by nie doprowadzić do upadku naszej planety i pomóc jej. W końcu istnienie każdego, nawet najdrobniejszego organizmu, ma wpływ na świat. Niektórych większy, innych mniejszy, ale nie jesteśmy nic nie warci. Kiedyś nasi przodkowie to rozumieli. Teraz nasza kolej, by to zrozumieć. Nie pozwólmy odsunąć się tak daleko od natury, bo to ona jest naszą Matką, z której się wywodzimy.

6 kwietnia 2017

Pierwszy miesiąc czwartego semestru weterynarii



Hej wszystkim!
Dzisiaj krótkie podsumowanie pierwszego miesiąca czwartego semestru. Nadal nie dochodzi do mnie, że już od półtora roku jestem studentką weterynarii. Czas na tych studiach leci bardzo, bardzo szybko! Już za rok będę w połowie drogi do upragnionego tytułu lekarza weterynarii. Niesamowite, prawda? :)

Jeżeli chodzi o czwarty semestr to są niewielkie zmiany. Największa - prawie codziennie mam na ósmą raną. Jedyny wyjątek to piątek gdy mogę pospać godzinę dłużej, bo dopiero o dziewiątej zaczynam mikrobiologię. Jestem osobą chodzącą spać późno, grubo po północy, więc sunę niczym trup wydziałowymi korytarzami. Jednak jakoś się przestawiłam i w miarę funkcjonuję ;)

Kolejny semestr przyniósł całkiem spore zmiany w moim życiu, ponieważ objęłam funkcję zastępcy starosty. Mam nadzieję, że podołam i nigdy nie zawiodę rocznika :) Na pewno nie będzie to łatwe, bo każdy ma inne oczekiwania, ale się nie poddam!

Poza tym zaczęłam chodzić do kliniki psio-kociej, by spojrzeć na weterynarię z tej najbardziej popularnej wśród studentów strony. Przez to, oraz kwietniowe zaliczenia, zaniedbałam starszą klinikę, ale jeszcze chwilka, rozluźni się i będę mogła powrócić do zespołu! W końcu maj zapowiada się cudownie - tylko dwa kolokwia. Naprawdę luźno, chociaż za to czerwiec będzie piekłem ;).

Jeżeli chodzi o przedmioty to moim ulubionym, wiodącym prym jest niekwestionowany mistrz - mikrobiologia. Nie mogę uwierzyć, że w notce przed rozpoczęciem drugiego roku pisałam, iż pewnie to będzie moja największa zmora. To jest przedmiot, którego uczy mi się cudownie. Faktycznie, nazwy gatunków to ta gorsza część, lecz część opisowo-chorobowa rekompensuje mi to z nadwyżką;). Ćwiczenia stały się jeszcze ciekawsze, ponieważ każde z nich zawierają część praktyczną, która powoli zaczyna przeważać nad prelekcjami. Jeszcze troszkę i zaczniemy wchodzić w wirusy. Jestem ciekawa jak takich kolesi można zobaczyć pod mikroskopem i czy to w ogóle możliwe ;).

Fizjologia dzielnie pędzi tuż za mikrobiologią. Jest ciekawa i niezwykle praktyczna. To, czego uczę się na zajęciach, bardzo szybko ma swoje odzwierciedlenie w klinikach. Dzięki temu wiem, że wiedza, którą zdobywam, będzie miała potem realne przełożenie na pomoc chorym zwierzętom. Czuję się też bardziej przydatna przy ramieniu lekarza gdy wiem co się dzieje i mogę wysnuć własne wnioski :)

Pamiętacie moje rozmyślenia na temat żywienia? Przez pierwsze ćwiczenia za wiele się nie pomyliłam. Uczyliśmy się składu, który wpływa na objętościowość i treściwość pokarmu. Rozdrabnialiśmy się na temat różnych technik wyliczania dawek w celu zwiększenia produkcji chociażby mleka u krów i wbijaliśmy do głowy takie pojęcia jak włókno surowe czy składniki azotowe niebiałkowe. Przychodzenie na ósmą rano było niczym gwóźdź do trumny. Czułam, że mogę nie podołać. I nagle wszystko się zmieniło! Dzisiaj poszliśmy "na zaplecze" i zaczęliśmy cykl praktycznych zajęć. Nagle wszystko, co wcześniej słuchaliśmy w sali, nabrało sensu i stało się przejrzyste. Jeżeli dalej tak będzie to wyglądać to ćwiczenia zyskają w moich oczach i będę je uważać za jedne z ciekawszych od początku studiów ;). A zapach wanilii z mieszanki paszy unosi się za mną do teraz...

Jestem dopiero za pierwszymi ćwiczeniami z immunologii, więc na jej temat na razie się nie wypowiem. Mogę powiedzieć tylko tyle, że lecą szybko, są części praktyczne, a wiedza na pierwsze kolokwium mnie zaciekawiła. Ja jestem chyba jakaś inna, bo mi się podobają zazwyczaj te przedmioty, które innych odstraszają. Taki chyba mój urok ;)

To tyle chyba jeżeli chodzi o podsumowanie tego miesiąca. Niby krótki okres, a tyle się wydarzyło. Ciekawe co znowu mnie czeka :) A jak u was studia/szkoła? A wy maturzyści, przygotowani do maja? ;)