23 stycznia 2017

Końcówka trzeciego semestru


Hej wszystkim!
Troszkę mnie nie było z powodu natłoku zaliczeń, ale powracam. Wszystko mam nadzieję zdane w pierwszym terminie (czekam jeszcze na wyniki kolokwium z mikrobiologii), więc mogę odsapnąć. Odsapnąć pomimo zbliżającej się sesji. Zrobię jednak mini podsumowanie tego pełnego emocji trzeciego semestru :)

Po pierwsze przedmioty. Są na pewno ciekawsze niż na roku pierwszym. Niektóre z nich pomagają w łączeniu teorii i praktyki. Gdy czytam o lekach, które standardowo podajemy w klinice, gdzie chodzę na praktyki, to widzę zalecenia i multum nazw bakterii po łacinie. Sporą część zaczynam już kojarzyć, więc jestem w stanie pi razy drzwi ocenić na co dany antybiotyk działa. Dla mnie to ogromny krok na przód. Poza tym mikrobiologia jest po prostu ciekawym przedmiotem. Chociaż poziom trudności z każdym kolejnym kolokwium mocno pnie się w górę, to fascynuje mnie to. Jedynie nazwy bakterii po łacinie to coś okropnego, ale da się przeżyć :)

Tak samo z fizjologią. Rok temu do kliniki przychodził pies z zespołem Cushinga, o którego życie walczyła pani doktor przez bardzo długi czas. Nie do końca rozumiałam chorobę, ale starałam się pobierać jak najwięcej informacji z internetu oraz książek diagnostycznych. Dopiero fizjologia uporządkowała mi wszystko na jej temat. Zrozumiałam jak bardzo te zwierzę cierpiało i co powodowało ten stan. Przedmiot również zaliczam do bardzo ciekawych. Jest dla mnie takim najbardziej "życiowym" ze wszystkich na trzecim semestrze.

Anatomia porównawcza, czyli preparacja mięśni i ich nauka, będzie mi się śniła po nocach. I to nie z powodu tego prosektorium, bo raczej podchodzimy już do tego na porządku dziennym, ale zaliczeń. Wyobraź sobie, że wszystko umiesz. Na powtórzeniu jesteś w stanie nazwać w ciemno każdy mięsień, nerw i naczynie. A potem przychodzi kolokwium i widzisz porozrywane mięśnie, szczątki naczyń czy nerwów i łapie cię stres "nie-zdam-i-mnie-wyrzucą". Na szczęście zaliczyłam i nie będę musiała przystępować do wyjściówki, ale przedmiot dla mnie bardzo stresogenny.

Z biochemii pozostał mi już tylko egzamin, więc się zepnę żeby zdać w pierwszym terminie. Na razie jeszcze nigdy nie spotkała mnie poprawa z tego przedmiotu, więc liczę na to, że dobra passa nie opuści mnie za tydzień w środę. I wtedy będę mogła powiedzieć "papa, biochemio!". Niestety za biochemię wchodzą immuny, a to już podobno coś przykrego :( a szkoda, bo katedra biochemiczna jest naprawdę sympatyczna.


Jeżeli chodzi o porównanie pierwszego i drugiego roku studiów to na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że zależy co chcemy porównać.
Na drugim roku kolokwiów jest więcej. Nie ma tak naprawdę dnia na odsapnięcie, bo kończysz jedno zaliczenie i masz w głowie, że za 2-3 dni piszesz kolejne. Musisz być ciągle spiętym, a widmo drugich terminów cały czas przed Tobą krąży. Niestety te drugie terminy zazwyczaj nakładają się na siebie albo z innymi pierwszymi i można bardzo utrudnić sobie życie. Bałam się ich, bo wiedziałam, że mogę nie podołać. Jednak wyszarpałam się z tego kotła zaliczeń i czekam na sesję. Chcę już odpocząć, bo jestem wykończona psychicznie tym semestrem i ciągłą nauką. Luty, nadchodź!

Jednak jest coś co sprawia, że pierwszy był gorszy. Spięcie i mus nauczenia się wszystkiego. Na poprzednim roku, jeżeli nie wiedziało się wszystkiego, to najczęściej anatomia do poprawki, histologia do poprawki. Teraz ta wiedza jest przez nas rozkładana na te rzeczy konieczne do nauczenia, mniej i niepotrzebne. Trzeba wiedzieć tylko która to która. Można wypośrodkować wiedzę i na niej opierać swoją zdawalność. Gdyby wymagane było nauczenie się wszystkiego to wiele osób by się nie wyrobiło. Materiału jest bardzo dużo, a czasu niewiele. Nie trzeba się więc aż tak spinać wkuwaniem książek na pamięć. Ja uczę się tylko z notatek i daję radę.


Poza nauką do kolokwiów oczywiście robiłam też coś innego. Chodziłam na praktyki (teraz w styczniu i pod koniec grudnia z przerwą przez natłok zaliczeń, ale już powracam do pracy), wstąpiłam do koła naukowego i zaczęłam projekt badawczy (po sesji rozpoczynam kolejny) oraz przystąpiłam do kursu pierwszej pomocy dla psów. To ostatnie może nie było jakieś super odkrywcze, bo jednak większość wiedziałam, ale nauczyłam się bandażować zwierzę (łapy, ogon, uszy) i przeprowadzać resuscytację. Pogłębiło to moją wiedzę i zwiększyło prawdopodobieństwo, że kiedyś może uratuję jakiegoś zwierzaka :D

4 komentarze:

  1. Super, widzę, że jesteś bardzo pracowitą osobą. Podziwiam :) Przy okazji mam małe pytanko.. Czy oprócz weterynarii i wszystkiego z tym związanego miałaś może czas np. na poczytanie książki? Oczywiście zależy od osoby, ale jestem ciekawa jak to jest u Ciebie :).
    Chciałabym również pójść na weterynarię, obawiam się jednak, że mój mózg pracuje na zbyt wolnych obrotach i że jednak nie podołałabym. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miły komentarz! Ja mam czas na czytanie książek :) Może nie tak duże jak kiedyś, ale pochłaniam je w drodze do i z uczelni, przed snem, podczas odpoczynku :)
      Też tak myślałam o swoim mózgu aż poszłam na weterynarię. Dopiero teraz zauważyłam jak dużo mam w nim miejsca ;)

      Usuń
  2. Cześć :) Z zainteresowaniem czytam twoje wpisy, bo zawsze można tam znalezc coś ciekawego. Teraz zaciekawiły mnie te badania naukowe. Brzmi to bardzo ciekawie, mogłabyś rozwinąć trochę ten temat? W październiku rozpocznę właśnie drugi rok weterynarii i również myślałam o zaangażowaniu się w coś podobnego, czytałam nawet o kole naukowym lekarzy weterynarii na naszym wydziale, ale nie mogłam znaleźć konkretniejszych informacji. Będę bardzo wdzięczna, jeśli mogłabyś opowiedzieć, jak przygoda z badaniami naukowymi wygląda u ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 20 yr old Environmental Tech Sigismond Burnett, hailing from Noelville enjoys watching movies like "Snows of Kilimanjaro, The (Neiges du Kilimandjaro, Les)" and Poi. Took a trip to Archaeological Site of Cyrene and drives a LS. nastepny

    OdpowiedzUsuń