6 kwietnia 2017
Pierwszy miesiąc czwartego semestru weterynarii
Hej wszystkim!
Dzisiaj krótkie podsumowanie pierwszego miesiąca czwartego semestru. Nadal nie dochodzi do mnie, że już od półtora roku jestem studentką weterynarii. Czas na tych studiach leci bardzo, bardzo szybko! Już za rok będę w połowie drogi do upragnionego tytułu lekarza weterynarii. Niesamowite, prawda? :)
Jeżeli chodzi o czwarty semestr to są niewielkie zmiany. Największa - prawie codziennie mam na ósmą raną. Jedyny wyjątek to piątek gdy mogę pospać godzinę dłużej, bo dopiero o dziewiątej zaczynam mikrobiologię. Jestem osobą chodzącą spać późno, grubo po północy, więc sunę niczym trup wydziałowymi korytarzami. Jednak jakoś się przestawiłam i w miarę funkcjonuję ;)
Kolejny semestr przyniósł całkiem spore zmiany w moim życiu, ponieważ objęłam funkcję zastępcy starosty. Mam nadzieję, że podołam i nigdy nie zawiodę rocznika :) Na pewno nie będzie to łatwe, bo każdy ma inne oczekiwania, ale się nie poddam!
Poza tym zaczęłam chodzić do kliniki psio-kociej, by spojrzeć na weterynarię z tej najbardziej popularnej wśród studentów strony. Przez to, oraz kwietniowe zaliczenia, zaniedbałam starszą klinikę, ale jeszcze chwilka, rozluźni się i będę mogła powrócić do zespołu! W końcu maj zapowiada się cudownie - tylko dwa kolokwia. Naprawdę luźno, chociaż za to czerwiec będzie piekłem ;).
Jeżeli chodzi o przedmioty to moim ulubionym, wiodącym prym jest niekwestionowany mistrz - mikrobiologia. Nie mogę uwierzyć, że w notce przed rozpoczęciem drugiego roku pisałam, iż pewnie to będzie moja największa zmora. To jest przedmiot, którego uczy mi się cudownie. Faktycznie, nazwy gatunków to ta gorsza część, lecz część opisowo-chorobowa rekompensuje mi to z nadwyżką;). Ćwiczenia stały się jeszcze ciekawsze, ponieważ każde z nich zawierają część praktyczną, która powoli zaczyna przeważać nad prelekcjami. Jeszcze troszkę i zaczniemy wchodzić w wirusy. Jestem ciekawa jak takich kolesi można zobaczyć pod mikroskopem i czy to w ogóle możliwe ;).
Fizjologia dzielnie pędzi tuż za mikrobiologią. Jest ciekawa i niezwykle praktyczna. To, czego uczę się na zajęciach, bardzo szybko ma swoje odzwierciedlenie w klinikach. Dzięki temu wiem, że wiedza, którą zdobywam, będzie miała potem realne przełożenie na pomoc chorym zwierzętom. Czuję się też bardziej przydatna przy ramieniu lekarza gdy wiem co się dzieje i mogę wysnuć własne wnioski :)
Pamiętacie moje rozmyślenia na temat żywienia? Przez pierwsze ćwiczenia za wiele się nie pomyliłam. Uczyliśmy się składu, który wpływa na objętościowość i treściwość pokarmu. Rozdrabnialiśmy się na temat różnych technik wyliczania dawek w celu zwiększenia produkcji chociażby mleka u krów i wbijaliśmy do głowy takie pojęcia jak włókno surowe czy składniki azotowe niebiałkowe. Przychodzenie na ósmą rano było niczym gwóźdź do trumny. Czułam, że mogę nie podołać. I nagle wszystko się zmieniło! Dzisiaj poszliśmy "na zaplecze" i zaczęliśmy cykl praktycznych zajęć. Nagle wszystko, co wcześniej słuchaliśmy w sali, nabrało sensu i stało się przejrzyste. Jeżeli dalej tak będzie to wyglądać to ćwiczenia zyskają w moich oczach i będę je uważać za jedne z ciekawszych od początku studiów ;). A zapach wanilii z mieszanki paszy unosi się za mną do teraz...
Jestem dopiero za pierwszymi ćwiczeniami z immunologii, więc na jej temat na razie się nie wypowiem. Mogę powiedzieć tylko tyle, że lecą szybko, są części praktyczne, a wiedza na pierwsze kolokwium mnie zaciekawiła. Ja jestem chyba jakaś inna, bo mi się podobają zazwyczaj te przedmioty, które innych odstraszają. Taki chyba mój urok ;)
To tyle chyba jeżeli chodzi o podsumowanie tego miesiąca. Niby krótki okres, a tyle się wydarzyło. Ciekawe co znowu mnie czeka :) A jak u was studia/szkoła? A wy maturzyści, przygotowani do maja? ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz