21 października 2018

Przemęczenie i wypalenie na studiach




Cześć!
Dzisiaj przychodzę z tematem, który przez większość trzeciego roku weterynarii wracał do mnie niczym bumerang. Przez bite dziwięć miesięcy moje zaangażowanie oraz radość na studiach skakała niczym sinusoida. Miałam chwilę euforii, a także momenty całkowitej rezygnacji. Co tak naprawdę wpłynęło na ten stan? Jak sobie z tym radziłam? Postaram się dziś na te pytania odpowiedzieć.

Idąc na trzeci rok słyszałam tylko „nie zazdroszczę”, „dobrze, że mam to już za sobą”, „najgorsze co może cię spotkać”, „jak to przejdziesz to skończysz te studia”. Uzbrojona w cierpliwość stwierdziałam – takie tam gadanie. Dałam radę przetrwać pierwszy rok, na drugim szło mi jeszcze lepiej, więc czym może ten trzeci mnie tak zaskoczyć? Z biegiem czasu wiem jak bardzo się myliłam, a moje podejście było zbyt pewne siebie.


Skąd się w ogóle biorą te straszne legendy o trzecim roku?

Nie będę ukrywać ani nic wybielać. Trzeci rok to ostra dawka materiału do nauczenia, który w porównaniu do dwóch poprzednich jest o wiele obszerniejszy. Wtedy też przychodzi nam się zmierzyć z nauką nazw leków, ich mechanizmem, działaniem na organizm, działaniami niepożądanymi, różnicami gatunkowi. Poza tym wchodzą takie przedmioty jak diagnostyka kliniczna, niezwykle istotna, ale też ciężka do praktycznego nauczenia bez ciągłego powtarzania. Studenci mają także do opanowania histopatologię (zawsze byłam kiepska z rozróżniania narządów pod mikroskopem i mocno się to na mnie odbiło) oraz technikę sekcyjną, która różni się w zależności od gatunku. Przypominam, że koń w środku dość mocno różni się od bydła, kozy, alpaki, świni, psa czy kota. Do tego dochodzi umiejętność odróżniania pomiędzy sobą prawidłowości, oznak pośmiertnych od patologii. Tutaj też jest niezwykle istotna wiedza jak gatunkowo, a nawet rasowo, różnią się poszczególne zwierzęta.

Poza tymi trzema przedmiotami dochodzą też takie jak patofizjologia z ogromem materiału do nauczenia i zrozumienia, parazytologia z dziesiątkami pasożytów, z którymi będziemy stykać się na codzień, a także chirurgia gdzie tak naprawdę w dwie godziny na temat musimy nauczyć się umiejętności praktycznych, które potem będą nam służyć w praktyce lekarskiej. Na przykład dobre założenie opatrunku to jeden z kluczy do sukcesu. Gdy zrobimy to źle możemy jeszcze bardziej zaszkodzić pacjentowi. Presja, że z powodu małej omyłki z naszej strony zwierzę może mieć duży uszczerbek na zdrowiu, a nawet przypłacić to życiem, jest nam wpajana od pierwszych zajęć. Niestety nie wiem czy wszyscy zdają sobie sprawę z odpowiedzialności jakie spadną na nas za niecałe 3 lata. Wiele osób chyba po prostu to wypiera.


Jak ogrom nauki wpływa na stan psychiczny?

Cały ten materiał, który przeraża, a także presja, by to wszystko zaliczać w pierwszym terminie, rodzi ogromny stres na trzecim roku. Gdy wiesz, że potknięcie się na jednym kolokwium spowoduje lawinę niepowodzeń przy kolejnych. Czas pomiędzy zaliczeniami przedmiotów to raptem 2-3 dni, więc na naukę do poprawy po prostu nie ma czasu. Stres pcha nas do książek i notatek, często wyczerpując wszelkie siły i chęć do jakichkolwiek aktywności pozauczelnianych. Dobra, można to przetrwać przez ileś tygodni, ale nie miesięcy. Takie zamknięcie swoich myśli, które biegną jednotorowo, od zaliczenia do zaliczenia, rodzi frustrację, wyczerpanie psychiczne oraz chęć uwolnienia się z miejsca, przez które jesteśmy cały czas poza strefą komfortu.

Wiele osób nie ma czasu na własne, dodatkowe zajęcia, które oderwą ich na chwilę od tego kotła nauki. Stajemy się monotematyczni, wszystkie rozmowy oscylują wokół kolokwiów oraz materiału do przyswojenia. Wtedy też możemy ulżyć sobie, narzekając na ciężki los. Powoduje to wspólne, grupowe wypalenie na studiach, a także ogólną niechęć. Oczywiście nie mówię tutaj w imieniu wszystkich studentów, ale opisuję to co zaobserwowałam wśród grupy swoich znajomych, a także w mojej własnej głowie.


Dodatkowe obowiązki też doprowadzały do zwiększenia stresu oraz zmęczenia.

Jako, że jestem starościną, więc na trzecim roku, w którym bardzo chciałam skupić się przede wszystkim na przetrwaniu i zdaniu, musiałam jeszcze walczyć o każdego studenta z osobna gdy coś szło nie tak jak powinno. W ciągu dnia chodziłam na uczelnię, uczyłam się, a wieczorami czytałam o kolejnych problemach z przedmiotami, które musiałam rozwiązać. Na kartce zapisywałam sobie co muszę załatwić i poświęcałam swój wolny czas na dojście do tego jak pomóc. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam przez te kilka miesięcy, bo starałam się jak mogłam, by zaradzić w miarę swoich możliwości.

Z tego powodu, że jedyny wolny czas jaki posiadałam, przeznaczałam na rozwiązywanie problemów oraz dodatkową pracę zarobkową, po kilku miesiącach weszła we mnie ogromna frustracja. Reagowałam nerwowo jak ktoś mi przeszkadzał w wyznaczonych na naukę godzinach, ale wiedziałam, że to nie jest wina tej osoby. Nie umiałam jednak inaczej sobie z tym poradzić. Potrafiłam nawet zawarknąć na swojego partnera gdy ten proponował głupie wyjście do kina czy spacer, bo miałam więcej obowiązków niż czasu. Wiem, że nawet dla przyjaciół potrafiłam być niemiła, gdy wmawiali mi, że na pewno już umiem, bo się tyle uczę. Z powodu stresu, ciągłych obowiązków i zamartwiania się o resztę, po prostu niesamowicie bałam się uwalenia czegokolwiek. Bałam się, że niczym domino wszystko pójdzie w dół, a ja się poddam.


Moja motywacja do studiowania była niczym sinusoida.

Nigdy nie miałam tak jak wtedy, że co pewien czas czułam ogromne zawahanie, iż chyba po prostu nie nadaję się na te studia i do przyszłej pracy. Czułam się za mało odpowiedzialnym człowiekiem, by wziąć w swoje ręce życie przyszłych pacjentów. Przez ciągłe zmęczenie nie odczuwałam radości ze studiów i chyba to właśnie wbiło mi do głowy, że cały mój zapał po prostu uleciał. W głowie co jakiś czas kiełkowały mi myśli o zmianie w swoim życiu. Szukałam dla siebie alternatywy gdzie mogłabym się odnaleźć. Mój partner jednak szybko mnie naprostował, mówiąc że mam swój cel w tych studiach, mam plany i nie po to mnie wspiera przez tyle lat bym teraz przez ten jeden legendarny rok rzuciła wszystko za siebie. Oczywiście pyskowałam, krzyczałam, załamywałam się, ale koniec końców zaciskałam zęby i uczyłam się do kolejnego zaliczenia.


Dół motywacyjny w czerwcu

Wszystkie emocje, które zgromadziłam na trzecim roku, dały upust w czerwcu. Nie miałam wtedy siły ani ochoty na naukę. Do tego doszło poważne zapalenie, przez które nie mogłam w nocy spać, ponieważ od razu się dusiłam od kaszlu, a także cały czas gorączkowałam. Na egzaminie ustnym z diagnostyki klinicznej po swojej odpowiedzi musiałam wyjść, ponieważ zagłuszałam resztę odpowiadających. Problemy ze strony starostowania również dały mi w kość. Te trzy czynniki sprawiły, że nie miałam siły na cokolwiek. W domu jedynie co robiłam to leżałam, wpatrując się w sufit. Pod sam koniec, gdy w perspektywie miałam wolny wrzesień, po prostu się poddałam. Niestety zaowocowało to dwoma egzaminami w sesji poprawkowej, ale na ten moment wiem, iż nie byłam w stanie nic z tym zrobić. Po prostu wszelka siła ze mnie uszła. Jestem pełna podziwu dla tych, którzy mieli wolny wrzesień. Ludzie, mega podziwiam i gratuluję!

Po całym tym roku wyczekiwałam z utęsknieniem wakacji. Wiedziałam, że muszę iść do pracy, by nie przeleżeć tylu miesięcy w domu, ale w głowie miałam tylko jedną myśl – żadnych praktyk weterynaryjnych. Musiałam dać sobie na wstrzymanie i odsapnąć. Wiedziałam, że jak nie dam odpocząć moim myślom chociaż chwilę, mogę się poddać i już nie wrócić. Znalazłam sobie pracę w zupełnie innej branży, od sierpnia po trochu uczyłam się do poprawek, i w wolnych chwilach korzystałam z życia. Dało mi to odetchnąć na tyle bym wyciszyła organizm. Chociaż na czwarty rok wróciłam zmęczona z powodu tylu godzin pracy, to i tak wiem, że zrobiłam dla siebie to co w danym momencie było najlepsze. Odpoczęłam od weterynarii.


Jak radziłam sobie ze stresem na trzecim roku?

Pewnie tutaj chcecie usłyszeć złotą radę jak sobie samemu pomóc. Niestety w tym miejscu zawaliłam na całej linii. Szczerze, nie umiałam sobie z tym za bardzo poradzić. Jedyną odskocznią były „wyprawy” na siłownię raz w tygodniu, chociaż i to niezbyt regularnie. Nie miałam czasu na więcej. Jedyny sposób, jaki znalazłam na ulżenie frustracji, był po prostu narzekaniem. W ten sposób razem z przyjaciółmi wylewaliśmy z siebie stres, dzięki czemu na chwilę to z nas schodziło. Teraz uważam, że na pewno mogłabym robić coś innego, ale to już za mną. Wtedy jedynie o czym umiałam rozmawiać, to studia, więc kierowałam całą złość na te konwersacje. Myślę, że to pomogło mi przetrwać.

Teraz na czwartym roku, gdy cały stres ze mnie zszedł, na nowo powraca mi ten zapał i chęć, którym tryskałam na początku. Wiem, że jeszcze trochę czasu potrzebuję, by ta radość oraz determinacja wróciła w 100%, ale wierzę, że się uda.

Na końcu napiszę frazes, który mnie irytował podczas trzeciego roku, ale w obecnym momencie jest najbardziej trafny.

Jak przetrwasz trzeci rok to przetrwasz wszystko.

Skoro udało mi się przejść dalej i nadal tu jestem to chyba znak, że będzie tylko lepiej. Tego się trzymam i staram się pozytywnie podejść do czwartego roku. Poza tym mam sporo dodatkowych zajęć pozauczelnianych, dzięki czemu moje myśli wirują w różnych kierunkach. Myślę też nad powrotem na praktyki, ale to za jakiś czas. Swoim tempem chcę wrócić i zwojować swój mały świat. Bo wiem, że moje plany i marzenia ewoluują, ale ich rdzeniem jest ciągle to samo – chęć pomocy dzikim, zagrożonym zwierzętom. Z takim założeniem tu przyszłam, i mam nadzieję, iż dzięki uporowi to osiągnę. Proszę, trzymajcie za mnie kciuki! :)

27 września 2018

Szósty semestr weterynarii



Hej!
Minęło już naprawdę sporo czasu odkąd tu pisałam po raz ostatni. Bardzo mocno Was za to przepraszam, jednak trzeci rok dał mi naprawdę w kość i potrzebowałam takiego 100% resetu i oderwania się myślami od tego kierunku. Musiałam odsapnąć. Jednak tematowi przemęczenia i uczucia wypalenia poświęcę osobny post na blogu ;)

Dzisiaj w większym skrócie chciałabym Wam przedstawić przedmioty z jakimi przyszło mi walczyć na szóstym semestrze weterynarii. Podobno gdy się go przejdzie, pokonując po drodze kolokwia i egzaminy, to następuje jakaś tajemnicza nirwana, dzięki czemu nic nie jest w stanie nas już pokonać. Pożyjemy, zobaczymy, ponieważ od poniedziałku rozpoczynam siódmy semestr ;). Na razie patrzę na niego podejrzliwie!


FARMAKOLOGIA

Kontynuacja przedmiotu z zimowego semestru. Jednak ćwiczenia przybierają zupełnie nową formę. Studenci wśród własnej grupy dzielą się na trójki. W tym składzie muszą dwa razy w ciągu semestru poprowadzić prezentację na temat jednej bądź kilku grup antybiotyków. Często przypomina to konwersację pomiędzy prowadzącym a osobami prezentującymi. Mówimy, przedstawiając jakieś właściwości związków, a gdy nie dopowiemy czegoś istotnego to prowadzący o to pytają, by reszta grupy mogła zanotować. Oczywiście można korzystać ze slajdów oraz notatek ;). Po całej prezentacji każdy indywidualnie dostaje ocenę. Ja dwa raz otrzymałam 5 co mocno mnie podbudowało :D. Ogólnie oceny dość dobre, dużo czwórek i cztery i pół.

Na wykładach omawiane są przede wszystkim leki przeciw pasożytnicze. Część wykładów wchodzi do pierwszego kolokwium, a część do drugiego. Dla mnie te leki to był hardcore do zapamiętania. Jakoś no nie mogłam skojarzyć tych nazw, powiązać jeszcze z pasożytami i zapamiętać właściwości. Fiszki, notatki i czytanie tego ledwo cokolwiek dawało. Jednak koniec końców jakoś na kolokwiach z odmętów pamięci wyciągałam te informacje ;)

Podczas semestru odbywają się dwa kolokwia. W ich zakres wchodzą wykłady oraz nasze prezentacje. Wyglądają bardzo podobnie do tych z semestru zimowego, lecz mogą pojawić się zadania tak/nie z punktami ujemnymi.

Na koniec czerwca trzeba zdać egzamin obejmujący cały rok nauki. Składa się on z niezliczonej ilości zdań gdzie trzeba zaznaczyć tak/nie. Jest to kilka kartek wypełnionych tabelką. Wygląda to mniej więcej w ten sposób - mamy zdanie/słowo kluczowe np. "Penicyliny to" i pod tym 4-5 podpunktów w postaci równoważników zdań. I musimy zadecydować czy dany podpunkt jest prawidłowy (zaznaczamy "tak") czy nieprawidłowy (zaznaczamy "nie"). Na egzaminie występują punkty ujemne;)


PATOMORFOLOGIA


Kontynuacja przedmiotu z semestru zimowego. Nadal jest to prowadzone w systemie zmianowym. W jednym tygodniu oglądamy na górze szkiełka ze zmianami głównie nowotworowymi, a w drugim wykonujemy sekcje zwierząt. Poza tym odbywa się jedno kolokwium na ocenę, obejmujące rozpoznanie preparatów histopatologicznych oraz zakres teoretyczny z książki dotyczący kolejnych rozdziałów, tj. nowotwory, teratologia, zapalenie i zmiany wrodzone. Wygląda ono następująco. Wchodzi się do sali według nazwisk, dostaje kopertę z preparatami i ma się czas na obejrzenie i rozpoznanie. Po tym czasie podnosi się rękę i prowadzący przychodzi sprawdzić. Trzeba powiedzieć skąd wniosek, że to ten preparat. Potem zaczynają się pytania teoretyczne.

Z części sekcyjnej należy przeprowadzić z kilkoma osobami sekcję i z pomocą prowadzącego dojść do przyczyny zgonu. Jeżeli wykona się to poprawnie dostaje się zaliczenie. Należy też napisać protokół ze swojej części sekcji.


CHIRURGIA OGÓLNA I ANESTEZJOLOGIA


Przedmiot ten składa się z siedmiu wykładów oraz czternastu ćwiczeń. Wykłady są prowadzone na zmianę z wykładami z diagnostyki obrazowej. Jeżeli chodzi o ćwiczenia to odbywają się one w Klinice Małych Zwierząt oraz na Wolicy. Obejmują one m. in. dezynfekcję rąk, poprawne zakładanie sterylnych fartuchów, rękawiczek, układanie pacjentów do operacji, obezwładnianie, techniki szycia, zakładanie opatrunków u małych zwierząt, kopytowych i wysokich u koni, anestezjologię u małych i dużych.

Do Kliniki Małych Zwierząt należy mieć przy sobie zawsze bluzę medyczną/fartuch oraz buty typu crocksy, a na poszczególne ćwiczenia zestaw do szycia (igłotrzymacz, nożyczki chirurgiczne oraz świńską nogę), sterylne rękawiczki chirurgiczne oraz czepek.

Po czternastu tygodniach odbywa się egzamin praktyczny, który sprawdza umiejętności z zakresu anestezjologii małych zwierząt, dużych, opatrunki małych, opatrunek kopytowy, opatrunek wysoki dużych zwierząt, techniki szycia, ortopedii dużych i rozpoznawanie narzędzi chirurgicznych. Chyba wymieniłam wszystko ;). Do każdego "stołu" podchodzi się osobno. Można nie zdać max. 1 żeby mieć zdany egzamin praktyczny. Na początku robią się kolejki, ale dość sprawnie to idzie.

Pod koniec semestru, w sesji letniej, jest jeszcze egzamin teoretyczny. Zawiera on zarówno pytania zamknięte jak i otwarte. Bazuje on na informacjach wykładanych na wykładach, a także wiadomościach z książki "Chirurgia małych zwierząt tom 1 Chirurgia ogólna".



DIAGNOSTYKA OBRAZOWA


Dla mnie przedmiot legenda. Ćwiczenia odbywają się 3h w klinice co tydzień. W jednym tygodniu ma się część teoretyczną, gdzie pokazują nam zdjęcia rentgenowskie np. zmian kostnych w kończynie miednicznej, a w drugim siedzimy w klinice i przelewamy naszą wiedzę na praktykę przy pacjentach. Ogólnie pomysł sam w sobie jest ok, ale no niestety nie wychodzi. Po pierwszych ćwiczeniach, gdzie byłam uzbrojona w podstawową wiedzę z zakresu złamań i zapaleń kości długich w kończynach, poszłam tydzień później do kliniki na część praktyczną. Dostaliśmy zdjęcie kręgosłupa i musieliśmy stwierdzić co jest pacjentowi To było długie, półgodzinne zastanawianie się skąd my mamy to wiedzieć... Najwięcej wynosiłam z części w salach gdzie po kolei omawialiśmy kolejne zmiany, które mogą się nam przytrafić w późniejszej praktyce.

Na przełomie maja i czerwca odbywa się internetowe zaliczenie. Znajdują się na nim zdjęcia różnych przypadków (zdjęcia z RTG) i trzeba zaznaczyć poprawną odpowiedź co jest pacjentowi. U nas praktycznie każdy zdał :)


OCHRONA ZDROWIA PUBLICZNEGO


Przedmiot prowadzony przez sympatyczną katedrę. Ćwiczenia odbywają się co drugi tydzień. Omawiamy różne zagrożenia terrorystyczne i biologiczne, a także co my jako przyszli lekarze weterynarii musimy zrobić np. w przypadku powodzi. Można też pooglądać filmy. Dla mnie, i całej mojej grupy, minusem była godzina. Mieliśmy je na bodajże 16:30 gdy od 8:00 bez przerwy mieliśmy ćwiczenia. Jak można się domyśleć, wyglądaliśmy jak pochód trupów chcących umrzeć.
Zaliczenie ćwiczeń to test abcd.


PARAZYTOLOGIA


Ćwiczenia nadal prowadzone tak samo jak w semestrze zimowym. W ciągu semestru trzeba przystąpić do dwóch kolokwiów. Na koniec odbywa się ustny egzamin. Przychodzi się na wyznaczoną godzinę z grupą innych studentów, losuje nazwisko prowadzącego, a następnie udaje się z resztą do gabinetu osoby wylosowanej. Tam losuje się zestaw kilku pytań, na które po przygotowaniu się odpowiada. Bardzo przyjemne zaliczenie. Koniec końców miałam z parazytologii 5 :)



DIAGNOSTYKA KLINICZNA


Ćwiczenia prowadzone podobnie do semestru zimowego. Tym razem jednak skupiamy się na umiejętności badania poszczególnych układów. Uczymy się omacywać i osłuchiwać jelita, żołądek, wątrobę, przedżołądki itp. Do tego zostają nam wprowadzone podstawy z badań układu nerwowego. Oczywiście ponownie jesteśmy podzieleni na bydło, konie oraz małe zwierzęta. Ja chyba najlepiej bawiłam się na bydle ;). Oczywiście przeprowadzamy też badania per rectum oraz próbujemy sondować krowę.

Poza częścią kliniczną jest też oczywiście część laboratoryjna. Nadal uczymy się m. in. czytać wyniki krwi, omawiamy różne sposoby diagnostyczne.

Na koniec przeprowadzany jest egzamin w formie ustnej. Do sali wchodzi się trójkami i losuje cztery numery. Pod nimi kryją się pytania, które zadają nam po kolei prowadzący. Nasza trójka szybko się rozluźniła i nie było większego stresu. Ja niestety w połowie musiałam wyjść, ponieważ swoim kaszlem zagłuszałam resztę ;).


CHOROBY OWADÓW UŻYTKOWYCH


Dla mnie przedmiot bardzo stresogenny. Boję się pszczół, więc każde wyjście do pasieki czy przeprowadzanie na nich sekcji było czymś bardzo nieprzyjemnym. Na szczęście zniosłam to dzielniej niż kilkoro moich znajomych. Tysiąc razy dumna dla mnie, że nie wybiegałam z krzykiem :D. Nawet dwa razy podeszłam żeby pomagać przy powiększaniu ula. Oczywiście przy jednym ze stresu przygniotłam trochę pszczołę, bo zaczęła wchodzić mi na rękę, i cudem uniknęłam użądlenia. Większość czynności wykonywałam z zamkniętymi oczami.

Na wszystkich ćwiczeniach odbywających się w salach, a nie pasiece, trzeba napisać wejściówkę, którą potem samodzielnie się ocenia. Następnie punkty te się sumują razem z zaliczeniem i stają się podstawą do zaliczenia przedmiotu.

Pod koniec semestru odbywa się zaliczenie pisemne. Dostajemy 5 pytań - dwa z nich są czysto teoretyczne, a trzy praktyczno-teoretyczne. Te drugie polegają na rozpoznaniu choroby bądź sytuacji, która widoczna jest na zdjęciu, a następnie w zależności od odpowiedzi rozwinięciu części teoretycznej do tego.


FAKULTETY


Ja uczestniczyłam w fakultecie "Diagnostyka chorób w stadzie świń" oraz "Od objawu do rozpoznania". Pierwszy z nich odbywa się na zasadzie wykładów. Zaliczenie jest internetowe. Drugi odbywa się na zasadzie 2-godzinnej dyskusji z prowadzącym. Zaliczenie jest w formie testowej i odbywa się całym rokiem na auli.

***

Na dzisiaj tyle. Jeżeli chodzi o kolejne notki to mam już pomysły na następne tematy. Od 1 października przebudzam się niczym feniks z popiołów i wracam całą sobą do weterynarii ;)

14 maja 2018

Cykl wykładów "Medycyna weterynaryjna a egzotyczni pacjenci"



Witam Was serdecznie!

Jak zawsze piszę po dłuższej przerwie, ale naprawdę na trzecim roku mam mało czasu na cokolwiek :(. Obowiązki się piętrzą, a zaliczeń jakoś tak nie ubywa. Jednak w głowie mam myśl, że już za siedem tygodni wakacje i może chociaż przez chwilę odpocznę. Chociażby tak z półtora miesiąca. Jakoś nie wierzę, by tym razem mnie wrzesień ominął ;)

Jednak to nie na temat trzeciego roku chciałabym Wam napisać. Pragnę podsumować cykl wykładów, które zorganizowałam z ramienia Koła Naukowego Medyków Weterynaryjnych. Słowo "pasjonujące" tutaj nie pasuje. Tak samo "ciekawe". "Edukujące" też brzmi zbyt płytko. Jak dla mnie, i dla wielu osób, to była po prostu taka bomba wiedzy. Eksplozja nowych doświadczeń, całkowicie nowych zagadnień. Moja wiedza z uczelni połączona z egzotycznymi gatunkami wytworzyła idealną harmonię ;) Ten kto był, mam nadzieję, że odczuł podobnie!

***

Pierwszy wykład na rozgrzewkę poprowadził lek. wet. Łukasz Skomorucha, specjalista chorób zwierząt nieudomowionych. Zabrał nas w świat coraz to nowych gatunków, z którymi możemy spotkać się podczas codziennej pracy w klinice. Z niektórymi z nich miałam do czynienia, inne były całkowicie nowe. Poza dokładnym opisem gatunków, nasz gość opowiedział o typowych dla nich chorobach, objawach, rokowaniach, a także sposobach leczenia. Mogliśmy posłuchać nie tylko o ssakach czy gadach, ale także rybach i płazach! To była bardzo duża dawka wiedzy, niezwykle cennej praktycznie.

Jeżeli chcielibyście zobaczyć czym na co dzień się zajmuje zapraszam na jego stronę na Facebooku :) Naturalnie w Warszawie


***

Kolejny wykład, już w semestrze letnim, poprowadziła dla nas lek. wet. Katarzyna Godzielińska, która jest w trakcie specjalizacji z radiologii weterynaryjnej. Po wstępnych chorobach internistycznych, poprowadzonych na pierwszym wykładzie, zabrała nas w świat badania ultrasonograficznego. Lekarz weterynarii skupiła się głównie na badaniu jamy brzusznej u gryzoni oraz zajęczaków, zwracając szczególną uwagę na różnice pomiędzy nimi. Przy każdej strukturze zatrzymywała się, pokazując nam ujęcia z prawidłowo wyglądającego obrazu. Po takim wstępnie skupiała się na zmianach jakie tam mogą wystąpić. Do każdej nieprawidłowości miała dołączony filmik z badania USG :) Mogliśmy zobaczyć te bardziej jak i mniej popularne schorzenia. W ciągu dwóch godzin bardzo intensywnego wykładu dowiedzieliśmy się naprawdę dużo! Śmiem przypuszczać, że podobnie jak podczas organizowanych szkoleń ;)

Jeżeli chcielibyście odwiedzić stronę na Facebooku lek. wet. Katarzyny zapraszam bardzo serdecznie :) lek. wet. Katarzyna Godzielińska

***

Trzecim z kolei wykładem była chirurgia małych ssaków. Poprowadziła go lek. wet. Małgorzata Krasowska. Była to kontynuacja poprzedniego tematu, na którym dowiedzieliśmy się przy których zmianach należy niezwłocznie przystąpić do zabiegu chirurgicznego. Po poprzednim wykładzie miałam jaśniejszy obraz tego co słuchałam. A była to naprawdę cenna lekcja! Nasz gość dokładnie wyjaśnił nam jak przygotować pacjenta do operacji, jakie leki podać, w jakich dawkach i połączeniach, a także pokazał najczęstsze zabiegi wykonywane na gryzoniach i zajęczakach. Mogliśmy również obejrzeć cały zabieg na filmie, który został nam puszczony. Nagle chirurgia przestała wydawać się aż tak ciężka jak wcześniej zakładałam ;) Dostałam takiego bakcyla do nauki po nim, że aż miło było usiąść do notatek!

***

Podczas czwartego wykładu mogliśmy na nowo wrócić do USG oraz chirurgii, ale tym razem nieco innych pacjentów, gadów. Naszym gościem była lek. wet. Marta Marciniak, specjalista chorób zwierząt nieudomowionych. Temat, jaki poruszyła, dotyczył anatomii oraz fizjologii rozrodu gadów. Dokładnie opisała nam jak rozróżnić pomiędzy sobą płci, a także na co zwracać uwagę przy zmianie zachowania zwierząt. Pokierowała nas w jaki sposób znaleźć jaja w drogach rodnych przy pomocy USG, jak wywołać poród, a także co zrobić gdy są przetrzymane. Mogliśmy obejrzeć różne zmiany, zabiegi chirurgiczne oraz rekonwalescencję gadzich pacjentów. Jako dość zielona w tym temacie osoba byłam zachwycona. Miałam ochotę słuchać tego więcej i więcej! Z koleżanką jeszcze długo po rozmawiałyśmy o Gwiazdce, wężu którego ma pod opieką przez jakiś czas. Czy na pewno jest Gwiazdką, a nie Gwiazdkiem ;)

Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej co robi lek. wet. Marta Marciniak zapraszam na stronę jej fundacji :) Fundacja Egzotyka

***

Ostatni temat wykładu, który odbył się w tym roku, dotyczył chorób pasożytniczych zwierząt egzotycznych. Prelegentem był lek. wet. Dawid Jańczak. Od samego początku zmienił zupełnie bieg poprzednich wykładów. Ponad połowa była prowadzona w formie dyskusji z uczestnikami. Do tego luźna atmosfera, a także żarty zachęcały studentów do rozmowy. Mogliśmy poznać najczęstsze pasożyty całego przekroju zwierząt egzotycznych. Poza tym nasz gość zwracał uwagę na różnice mikroskopowe, a także sposoby zwalczania, które różnią się od pacjentów psio-kocich. Do tego filmiki obejrzane na końcu uświadomiły jak ciężkie do diagnozy są to choroby. Subtelne różnice, a jakże cenne przy badaniu!

Jeżeli chcecie zobaczyć więcej zdjęć lek. wet. Dawida Jańczaka to również zapraszam bardzo serdecznie na jego stronę :) Egzotyczna Parazytologia i Hematologia

***

Zachęcam również do poczytania o gościach na stronach internetowych lecznic, w których pracują. Nie da się opisać ich pasji do zawodu. Są wzorem do naśladowania! To była dla mnie ogromna przyjemność i zaszczyt poznać ich osobiście.

Mam nadzieję, że podobały się Wam w tym roku wykłady. Jeżeli tak to w następnym roku postaram się zorganizować kolejne z następnymi gośćmi :) Może tym razem na większą skalę, kto wie. Mam plany w głowie i bardzo chciałabym je wcielić w życie!

Trzymajcie się!